niedziela, 22 maja 2016

Żółcień chromowa - słoneczna farba




Dzisiaj poruszymy temat arcyważny, jako że farba o której pokrótce napiszę, była bliska mniej lub bardziej znanym artystom na przestrzeni dwóch ostatnich wieków. Mowa oczywiście o żółcieni chromowej, a jakże! Farba to znana i będąca w powszechnym użyciu, po którą sięgali wszyscy, których rozpalała potrzeba zastosowania mocno jaskrawej żółcieni. Nadawała skrzący ogień mleczom w obrazach Jacka Malczewskiego, kreśliła promienie słońca w turnerowskich widokach, migotała w płatkach świeżo malowanych Słoneczników Gogha. Czyż nie była prawie wszędzie? Dlaczego więc okryta została taką infamią, że prawie wszyscy zamilkli na jej temat? Spróbujcie to ze mną odkryć zagłębiając się w otchłań historii, słuchając wypowiedzi znanych i przeglądając najnowsze odkrycia badaczy.

RYS HISTORYCZNY

Okrycie chromu  jako metalu w roku 1797 przez Louisa Nicolasa Vauqellina profesora chemii w Paryżu, spowodowało dodatkowy rozrost możliwości w świecie przemysłu. Badany przez francuskiego uczonego żółty minerał krokoit, zwany syberyjskim minerałem bądź syberyjską minią, jest poza szarym chromitem źródłem tego cennego metalu. Tenże Vaquellin opublikował artykuł w Annales de Chimie IXX o możliwościach zastosowania chromu, w tym użycia go w celach malarskich. Nad metodą wyizolowania i preparacji związku w różnych odcieniach chemik ten pracował ponad 10 lat. Ostatecznie prostota procesu uzyskiwania chromianu ołowiu, czyli naszej żółcieni chromowej spowodowała, że nastąpiła prawdziwa eksplozja popularności tej farby. Początków użycia chromianu jako pięknej, żółtej farby należy szukać już w 1816 roku w Anglii. Nagle stała się alternatywą dla nietrwałych żółcieni takich jak chlorek ołowiu, tzw. Turner yellow, aurypigmentu i pretendowała do roli następczyni drogiej żółcieni neapolitańskiej. Niestety jej wady, takie jak podatność na wpływ światła słonecznego oraz toksyczność spowodowały, że autorytety naukowe nie mogły uznać jej za w pełni wartościową.


produkcja żółcieni chromowej w XIX wieku

ZNANI O CHROMOWEJ PISZĄ

Popatrzmy zatem co o farbie mięli do powiedzenia znani chemicy i naukowcy.

Zaskakująco, Laughton Osborn i Pierre Louis Bouvier w swoim podręczniku w 1845 roku piszą, że takich farb jak żółcień chromowa nie powinno się produkować!
  "To olśniewająca złotawa farba, kryjąca dobrze, pod pędzlem pracuje wspaniale. Ale to kolor odbarwiający się sam z siebie i przez to ma się rozumieć zmieniający inne z nią połączone."  
Dodają, że położona pojedynczo na innej żółcieni jako podbicie nie zmienia się tak strasznie. Ale zmieszana z bielą, b. pruskim, staje się przerażająca. Dlatego wg. autorów lepiej po prostu nigdy z niej nie korzystać. Uff, mocne słowa, których negatywny ton na szczęście nie wpłynął na odbiór farby przez malarzy. W rzeczy samej farba ta dzisiaj jest prawie całkiem odporna, o czym na końcu artykułu, jeśli oczywiście drogi czytelniku wytrwasz. 

George Field angielski chemik, autor słynnej "Chromatografii" pisał, że żółta chromowa to farba wybitna przez swoją czystość, piękno, blask, ale jest nieprzewidywalna, dobrze kryje i pięknie miesza się z bielą ale z czasem może pociemniej przez zanieczyszczenia będące w powietrzu.

Z kolei Arthur Church w roku 1915 pisze o farbie jako nawet trwałej pod warunkiem zabezpieczenia jej werniksem, malowania nią z użyciem żywicznych mediów i nie mieszania jej z pigmentami organicznymi, np. lakami czerwonymi.

Profesor Laurie w 1926 roku w swojej książce dla malarzy pisze:
"Tą są bardzo piękne farby i całkiem umiarkowanie trwałe, niestety nie całkiem poza podejrzeniem.(..)Co  więcej w pewnych warunkach mają tendencję do przybierania zielonkawego odcienia. Widziałem szkice Costable'a zachowane tak perfekcyjnie jakby były dziś malowane, podczas gdy żółcienie chromowe w eksperymentach pana Holmana Hunta wszystkie są zielone.(...)."

dwa różne odcienie żółcieni chromowej


Doerner potwierdza, że farba dobrze kryje, często występuje z domieszkami. Wg. badacza "odcienie jasne są prawie nieoporne na światło", ale szybko dodaje, że w handlu dostępne są obecnie uodpornione adaptacje tej farby, które wyparły te nietrwałe. Wg. Doerner malarz Arnold Böcklin często używał farby i zawsze podkreślał jej zalety.

Jan Hopliński, nasz technolog malarstwa, pisał:
"Łączy się bardzo dobrze z olejami schnącemi. Kryje i schnie bardzo dobrze. Pomiędzy barwnikami żółtemi zajmuje podobnie naczelne miejsce, jak biel kremska między bielami."
Cóż za przyrównanie!
 Mimo to farba cieszyła się wielką popularnością tylko do połowy XX wieku. Stanowiła składnik popularnych zieleni chromowych, czyli mieszaniny żółcieni z błękitem pruskim, antwerpskim. Angielski malarz William Turner używał żółcieni chromowej firmy Windsor&Newton w kilku odmianach bardzo intensywnie. Świadczą o tym badania przeprowadzone w 1954 roku nad próbkami pobranymi z resztek farb malarza. W badaniach tych obok cząstek pigmentu żółcieni chromowej zauważono pokaźne ślady ołowiu (biel ołowiowa) oraz baru (siarczan baru). Nasz malarz Jacek Malczewski, choćby w obrazie "Pastuszek" (1891-1892) użył tej farby by namalować mlecz, gdzie indziej pojawia się w partii piaszczystej ścieżki, żółtawych tkanin czy zielonkawych teł portretowych jak np. w "Portrecie Ignacego Bassnera" (1924). W "Hołdzie Sztuce i Muzie" (1910) występuje nawet jako składnik karnacji wraz z bielą cynkową i czerwienią żelazową.


piękna, popularna zieleń chromowa na bazie żółtej chromowej i błękitu pruskiego w dwóch odcieniach


KOLOR IMPRESJONISTÓW

Śmiało zaryzykuję tezę, że to właśnie żółty chrom był pierwszą farbą impresjonistów. Wspomniany wyżej chemik Field pisał, że pigment jest bardzo intensywny, można by rzec, że aż za bardzo. Nie ma odpowiednika w naturze i nie harmonizuje w czystej postaci z żadną inną farbą. Jeśli weźmie się pod uwagę ówcześnie dostępne stłumione czy głuche farby, to rzeczywiście intensywny chrom na palecie był swego rodzaju krokiem naprzód. Krok ten zrobili Impresjoniści, którzy będąc otwartymi na nowe doświadczenia i realizując wprost eksperymentalne dzieła, potrzebowali żywych i mocnych kolorów. Bo w końcu liczy się wrażenie! Mimo początkowego entuzjazmu, z czasem i zwolennicy zaczęli jednak poszukiwać czegoś innego. Monet zamienił w końcu mniej stabilną chromową na żółcień kadmową w 1879 roku. O tej reorientacji Renoir powiedział:
"Używałem żółcieni chromowej która jest znakomitym kolorem, ale potrafi płatać figle. Spróbowałem  kadmu żółtego i odnalazłem trudność w posługiwaniu się nim, czyni moje malowanie topornym. Potem chciałem wymalować mojego małego Rubensa. Zacząłem malować żółcienią neapolitańską, która jest raczej blada. Dała mi cały blask jakiego potrzebowałem. Ale to znowuż to samo... Wszystko zależy od tego co położę wkoło niej." 
 W 1878 zamienił wszystkie żółcienie na odpowiedni odcień neapolitanki.

 Widzimy zatem, że nawet Ci, którzy nie bali się korzystać z darów nowoczesnej chemii, w końcu nabrali do farby dystansu i podejrzeń. Jednak wbrew temu co o farbie szeptano, wciąż śmiało z niej korzystano, a Instytut Doernera w Niemczech odkrył żółcień chromową w kilkuset obrazach z XIX i XX wieku zarówno w partiach zielonych jak i żółtych. Manet do końca życia korzystał z farb chromowych, z tym że im dalej w czasie tym bardziej był przekonany do zalet jej ciemniejszych, pomarańczowych odcieni. To samo Pissarro, Seurat czy Cézanne, którzy nigdy nie wycofali chromowej ze swoich palet. W praktyce, niewiele było obrazów w XIX i początku XX wieku, na których nie znalazłbyś choć odrobiny którejś z żółceni chromowych.


chrome yellow dark

CHEMIA:

Dawniej w środowisku twórców farb mówiło się, że potrzeba wielkiej wprawy żeby uzyskać pożądany odcień żółcieni chromowej. Powstaje ona jako efekt oddziaływania na siebie azotanu ołowiu i alkalicznego roztworu chromianu bądź dichromianu potasu. Efektem połączenia, strącania, jest osadzający się na dnie naczynia laboratoryjnego chromian ołowiu. Średnie odcienie to prawie całkowicie zasadowe chromiany ołowiu, natomiast wersje bardzo jasne to neutralne chromiany ołowiu z dodatkiem siarczanu ołowiu. Jak zauważył Vaquelinn lekko kwaśny roztwór dawał cytrynowo-kanarkowy odcień chromu, natomiast zasadowy odpowiedzialny był za odcienie pomarańczowe i czerwone. Dlatego by uzyskać bardziej pomarańczowy chrom, dodawano podczas procesu alkalia, najczęściej sodę kaustyczną lub wapno, a całość lekko podgrzewano. Przeciwnie jeśli potrzebą było uzyskanie jasnych, kanarkowych odcieni, w czasie procesu dodawano białego siarczanu ołowiu bądź siarczanu baru. Według naukowców to właśnie powodowało, że jasne odsłony farby paskudnie zmieniały kolor. 

proces powstawania żółcieni w skrócie

Do tej teorii dodałbym swój własny wtręt o możliwych śladach siarki pochodzących z procesu produkcji jasnego sortu pigmentu. Jak wiadomo do produkcji siarczanu ołowiu używano kwasu siarkowego, a następnie siarczan ten dodawano do chromianu potasu. Brak kontroli czystości tej procedury i potrzeba pośpiesznego działania mógł dodatkowo potęgować problemy z trwałością tej farby w połączeniach z np. bielą ołowiową.

ZBRĄZOWIAŁE SŁONECZNIKI VAN GOGHA

 Nie wszyscy pewnie zdają sobie sprawę, że słynne "Słoneczniki" Van Gogha w momencie kiedy były malowane pod koniec XIX wieku prezentowały się zgoła inaczej niż teraz. Były żywe i mocno żółte za sprawą właśnie żółcieni chromowej.
Parę lat temu świat obiegła wieść o odnalezieniu przyczyny brązowienia "Słoneczników". Oto zespół Koen Janssensa z uniwersytetu w Antwerpii przyjrzał się próbkom żółcieni chromowych z końca XIX wieku i w toku badań spektrograficznych na jaw wyszły zaskakujące wyniki. Otóż żółcień chromowa pod wpływem promieniowania UV zawartego w spektrum światła słonecznego zmienia kolor na brązowy. W pobranych próbkach farby chrom na IV stopniu utlenienia zmienił się do chromu na III stopniu, który jest barwy zielonej. Ten kolor w połączeniu ze zbrązowiałym utlenionym olejem daje wrażenie brązowego odcienia. To właśnie tą redukcję związku zanotował w 1915 wspomniany chemik Arthur Church. Badania wykazały także, że próbki z farbą, w której odnaleziono ślady siarczanu ołowiu lub baru gwałtowanie przechodzą wyżej wspomnianą transformację. Warto tutaj podkreślić, że wcale nie musiało być tak, że Gogh rozjaśniał żółcień bielą. W handlu istniały bowiem wersje bardzo jasne podbite bielami o których pisałem w rozdziale wyżej. Te jasnożółte odcienie od początku uważane były za podlejsze i mniej trwałe, o czym wspominają podręczniki malarstwa. Szerzej problem opisał bloger Kuba Grom na swoim blogu: http://nowaalchemia.blogspot.com/2011/04/brazowienie-sonecznikow-i-ultramaryna.html
Co więcej powszechnie uważa się, że Van Gogh używał tańszych farb, a te jak wiadomo były często oszukiwane np. swerszpatem i kredą, o których pisało się na przełomie wieków, że: "kilo zaledwie kilka centów kosztuje, przez co farba gorszą się staje." Paradoksalnie wszystkich cieszy fakt, że słynne słoneczniki nie biją już tak żywą płomienną barwą jak wtedy gdy Van Gogh nakładał farb.... :)



 
ŻÓŁCIEŃ CHROMOWA W XX WIEKU

To w drugiej połowie XX wieku zaobserwowano, że rombowa odmiana kryształów żółcieni chromowej szczególnie narażona jest na zmiany, których induktorem jest światło słoneczne i wspomniane promieniowanie ultrafioletowe. Co więcej zmiany jakie mogą nastąpić nie są wcale zależne od obecności tlenu i wilgoci. W latach 50-tych XX wieku opracowano ustabilizowane krzemem i innymi związkami (np. molibdenu) wersje żółcieni chromowych, jednak i te nie cieszyły się w Europie zbyt długo jako farby artystyczne ze względu na nowe prawa o szkodliwości farb.


Ford B700, źródło fot.: wikipedia.org

Ciekawostką jest, że słynne amerykańskie School Busy malowane były przez długi czas właśnie tą ostrzegawczą farbą, którą nazwano National School Bus Chrome. Do dziś farba jest jedną z najczęściej produkowanych kolorów w Chinach i szeroko wykorzystywana jako materiał barwiący np. jako farba powłokowa. Temat rozwiną pewnie Ci, którzy znają problem farb chromowych w zabawkach dla dzieci. Czy jest on nadal obecny, czy już rozwiązany, tego nie jestem pewien...


WNIOSKI

Moje obserwacje rysują się następująco: przepiękny kolor, niedościgniony żadnym kadmem żółtym, wyśmienita konsystencja farby, a wersja uodporniona wyraźnie nie zmienia koloru. Pomimo zawartości ołowiu, farba, szczególnie w jasnych odsłonach wcale prędko nie schnie, w moim odczuciu raczej bardzo przeciętnie. Dopiero ciemniejsze, pomarańczowe i czerwone wersje dosychają szybciej. Przy ucieraniu bierze od 20 do nawet 30 procent oleju, to całkiem sporo jak na ołowiowy pigment. Za mało by z trudem schnąć, za dużo by następnego dnia stężeć...
Farba warta uwagi, natomiast wciąż wydaje się, że podstawową żółtą na palecie być nie może. Owszem warto z niej skorzystać, wypróbować, choćby po to by dotknąć historii. Bo jak przekonują współcześni chemicy, dzisiejsza żółta chromowa pozbawiona jest swojej największej wady, ale czy każdego to przekona? Nie sądzę.


Na koniec mała przestroga w stylu: don't try this at home. Odczynniki używane przy produkcji żółcieni chromowej są silnymi truciznami. Samo narażenie na opary może być dla eksperymentatora niebezpieczne. Tak samo usuwanie substancji kanalizacją poważnie zagraża środowisku naturalnemu i jest zabronione.




Wnioski wyciągnijcie sami. 


Gratulacje dla Czytelniczki, która odgadła o czym będzie dzisiejszy post! Tubka żółcieni chromowej wędruje do miasta nad Odrą :)

 

 

Bibliografia:

Pigment Compendium, Autorzy Nicholas Eastaugh,Valentine Walsh,Tracey Chaplin, Ruth Siddall

Chromatography, or, A treatise on colours and pigments, 1835, George Field

The chemistry of paints and painting, 1890, Arthur Church

The Painters Methods & Materials, 1926, A.P. Laurie

Materiały malarskie i ich zastosowanie, 1975, Max Doerner 

Technologia malarska - techniki malarskie, Kraków 1934, Jan Hopliński

http://pubs.acs.org/doi/abs/10.1021/ac102424h?journalCode=ancham 

https://www.theguardian.com/science/2011/feb/14/van-gogh-sunflowers-yellow-paint

środa, 11 maja 2016

Rady profesora Pitona


Dzisiaj kilka cennych rad dla początkujących malarzy rodem z XIX wieku.

Sześć złotych rad profesora Camilla Pitona* dla malowania ludzkich sylwetek:


1.  Rysunek musi być nadzwyczaj precyzyjny z dobrze zaznaczonymi cieniami i średnimi odcieniami.

2.  Wszystkie cienie skóry muszą mieć szare krawędzie.

3.  Najciemniejsze partie cieni są w pobliżu ich krawędzi, środkowa jest oświetlona światłem odbitym.

4.   Najciemniejsze cienie zawsze wpadają w czerwień.

5.   Połóż szary odcień pomiędzy włosami a skórą, niebieskawy na skroniach i zielonkawy nad oczodołami.

6.   Kolory zawsze powinny być jasne i czyste, zwłaszcza w akwareli; nie mieszaj zbyt wielu farb naraz. Prościej namalowane - lepszy efekty.



Młodszy brat (fragm.), W. Bouguereau, 1903


Farby olejne rekomendowane przez profesora Pitona do malowania ludzkiego ciała:

  
policzki: vermilion (kadmy czerwony jasny), kraplak, ochra czerwona.

mocniejsze zaznaczenia ust, dziurek nosa i oczu: kraplak, sjena palona, brąz Van Dycka.

generalny kolor skóry: biel, żółcień neapolitańska (żółcień kadmowa plus odrobina bieli), vermilion (kadmy czerwony jasny), ochra czerwona.

generalne kolory cieni: żółcień indyjska (może być również tlenek żelaza transparentny)), umbra naturalna, czerń.

włosy szatyn/ciemny blond: umbra, sjena, i brąz van dycka
włosy blond: biel, żółcień neapolitańska, umbra naturalna, sjena palona
włosy ciemne: czerń, umbra, żółcień neapolitańska

oczy błękitne: ultramaryna, szary, biel
oczy piwne: umbra, czerń, ochra czerwona, biel,
oczy szare: kobalt błękitny, ochra czerwona, szary, biel



* Camille Piton, ur. 1841/1842, zm. 1918, profesor sztuk pięknych i historyk, wyemigrował w 1874 z Francji do Stanów Zjednoczonych gdzie uczył w Ladies Art Association, był również członkiem Philadelphia Sketch Club.



Przyda się? Na pewno...



Wkrótce artykuł o kolejnej znanej farbie, która pojawiła się prawie na każdej palecie impresjonistów. Kto zgadnie ten otrzymuje maleńką tubkę tejże farby :)



Źródło: The Art Amateur.

piątek, 15 kwietnia 2016

Odpowiedzi dla Internautów


KTO PYTA, NIE BŁĄDZI.

Witam. Dzisiejszy post dość nietypowy, ponieważ jest próbą odpowiedzi na pytania jakie Internauci zadają przeglądarce. Przyglądając się temu co spragnieni wiedzy poszukiwacze ciekawostek i porad malarskich wpisują na klawiaturze, a co odesłało ich na tego właśnie bloga, pozwolę sobie odpowiedzieć na owe pytania bardzo zwięźle. Możecie się moi Drodzy oczywiście nie zgadzać z odpowiedziami, dlatego proponuję komentować pod tekstem, a może dzięki temu uda się kiedyś powiększyć liczbę pytań i odpowiedzi, tym samym poszerzyć naszą "encyklopedię". Na początek garść pytań i odpowiedzi.


PYTANIA:



1. Jak długo dawniej malowano obrazy?
Bywało różnie. Zależało to m.in. od czasu jaki został im przeznaczony na wykończenie obrazu, wielkości podobrazia i ilości detali. Malowanie na ogół trwało od kilku tygodni do kilku lat. Tak naprawdę modę na kończenie obrazu przy jednym posiedzeniu zapoczątkowali impresjoniści. Z racji tego, że chętnie wychodzili w plener, warunki zewnętrzne zmuszały do szybkiego i zdecydowanego malowania. Natomiast ci, tworzący obrazy warstwowo przy pomocy laserunków i przecierek jak np. Tycjan, Eyck czy Rembrandt, wykańczali obrazy przez wiele tygodni. Zdarzało się też że dawno zaczęty obraz, malarz kończył wracając do niego po kilku latach.









2. Jak dawniej uzyskiwano farby?
Dawni artyści jeszcze w czasach antycznych, korzystali najczęściej z farb, które można było odnaleźć w postaci minerałów i skał, ale również roślin. Znajdowano niebieskie azuryty i lazuryt, zielony malachit, żółty aurypigment i ugier, pomarańczowy realgar, czerwony cynober i ochrę, czerń otrzymywano ze spalonych kości i drewna, biel z kredy. Wystarczyło wyżej wymienione minerały pokruszyć i zemleć ze spoiwem np. jajkiem. Już w czasach potęgi Egiptu czy rozkwitu Babilonii, zaczęto kombinować ze sobą związki chemiczne (łączyć ich roztwory lub wypalać w piecu) np. sole metali i w ten sposób uzyskiwano wiele ciekawych, syntetycznych farb, jak np. żółcień neapolitańską, czerwony vermilion, błękit egipski czy biel ołowiową.








3. Czy polscy malarze szkicowali?  
Tak, prawie wszyscy posiadali szkicowniki i szkicując, ćwiczyli rękę oraz umysł. Dla przykładu malarz Piotr Michałowski szkicował namiętnie konie. Istnieje anegdota która mówi, że nie kupił konia zanim go w szkicach wcześniej nie "uchwycił". Kiedy brakło kartek, szkicował na odwrocie księgi rachunków. Jacek Malczewski z Wojciechem Kossakiem, w latach studenckich często odbywali piesze wędrówki ze szkicownikiem w ręku.   Link do artykułu o szkicowniku







4.  Po co szkicować?
Głównie po to żeby rozwijać w sobie zmysł obserwacji, szybko notować interesujące szczegóły, rozrysowywać ciekawe kompozycje. Szkicowanie w dawnych szkołach i akademiach było nieodzownym etapem edukacji, o którym dzisiaj już często zapomina się. Profesjonalni malarze tradycyjni czy digital painterzy, uważają szkicowanie za pierwszy najważniejszy etap powstania obrazu czy grafiki. Szkic służy w tym wypadku jako zobrazowanie rodzącego się w głowie pomysłu, który przelewa się szybko na papier.








5. Jakich farb używał Jan Matejko?
Przede wszystkim Jan Matejko bardzo zwracał uwagę na to jakich farb należy używać, by jego obrazy przetrwały dla przyszłych pokoleń. Robił próby wystawiając na słońce rozsmarowane na szybkach czy deseczkach farby i sprawdzał czy nie zmienią odcienia. Bogaty w to doświadczenie kupował drogie farby, które sprowadzała rodzina Biasonów do sklepu optycznego na rynku w Krakowie. Były to farby francuskie marki Richard Aine i Edouard. Do szkiców i podmalowań (pierwsza warstwa obrazu) używał najczęściej tańszych niemieckich czy austriackich, które z racji niższej ceny nakładał grubo.
Link do artykułu o Janie Matejce 








6. Jak chronić obraz olejny przed wyblaknięciem?
Obrazy olejne należy przechowywać tak by nigdy nie padało na nie bezpośrednie światło słoneczne, trzeba jednak trzymać w dobrze oświetlonych pomieszczeniach. Światło słoneczne jest główną przyczyną odbarwienia farb. Z kolei w cieniu lub pomieszczeniach bez okien, obrazy olejne często ciemnieją, gasną. Inną przyczyną blaknięcia obrazu są bardzo tanie farby o nieznanym i podejrzanym składzie, zaś wszystkie zmiany koloru w zmiksowanych farbach biorą się ze złego ich doboru. Wchodzenie związków chemicznych ze sobą w reakcje skutkuje zmianami koloratury.










7. Fotooksydacja cząstek pigmentu?
Patrz wyżej, promieniowanie UV pochodzące ze światła słonecznego jest w stanie zmienić skład chemicznych niektórych farb. Np. organiczne farby płowieją (kraplaki, azo yellow), rozkładając się na słońcu, a dawna żółcień chromowa może zredukować się do zielonego tlenku chromu (Słoneczniki Van Gogha).








8. Czy koniecznie trzeba obraz werniksować?
Odpowiedź na to pytanie jeszcze sto lat temu byłaby najzupełniej oczywista: trzeba. Obecnie wiele się od tamtych czasów w świecie farb zmieniło. Od dłuższego czasu trudno już znaleźć w sklepach dawne farby, które bez zawernikowania kompletnie czernieją niedługo po zetknięciu się ze związkami siarki w atmosferze. Mimo wszystko warto obrazy werniksować choćby ze względu na ujednolicającą i pogłębiającą kolory warstwę żywicy. Obraz często zyskują w odbiorze i bardziej podobają się gdy lekko połyskują. Z drugiej strony wiele obrazów namalowanych 20 - 30 lat temu pozostaje niezmieniona pomimo braku zabezpieczenia werniksem. 








9. Czy warto malować tylko na płótnie?
Niekoniecznie. Dobrze zabezpieczona deska, czy płyta wiórowa jest w stanie przetrwać dłużej niż płótno. Najlepiej natomiast prezentują się dzieła malowane na metalowych płytach, które po kilkuset latach wyglądają bardzo świeżo i brak im zniszczeń charakterystycznych dla obrazów na płótnie. Oczywiście nie bezpośrednio na powierzchni metalu, ale po uprzednim zmatowieniu i nałożeniu gruntu.









10. Jakich mediów używali dawni mistrzowie?
Malarze dawnych wieków, którzy tworzyli w technice olejnej, używali najczęściej oleju lnianego zagotowanego lub zagęszczonego na słońcu. Ślady takiego właśnie medium naukowcy odnajdują na obrazach Van Eycka czy Rembrandta. Używano żywic, gum i wosków, ale raczej sporadycznie. Np. użycie grynszpanu w sukni na obrazie Eycka "Portret małżonków Arnolfinich" wymusiło zastosowanie kalafonii, w której rozpuścił się tworząc laserunkowy, zielony żywiczan. Dawne podręczniki wprowadzają niepotrzebne zamieszanie rozpisując się o żywicach jako głównym składniku laserunków i najlepszych mediów. Ich autorzy nie dysponowali jeszcze aparaturą mogącą jednoznacznie stwierdzić występowanie żywic w obrazach dawnych mistrzów. Obecnie wiadomo już, że owszem żywic używano, ale nie na taką skalę jak wieść niesie.








11. Czy własnoręcznie zrobiona farba olejna jest lepsza od firmowej?
 Nie można w ten sposób myśleć. Nie wystarczy po prostu zmieszać pigmentu z olejem żeby powstała doskonała farba. Bez wiedzy, doświadczenia i odpowiednich składników wspomagających konsystencję nie będziemy w stanie stworzyć farby lepszej niż kupiona w sklepie dla plastyków. Jedynym argumentem przemawiającym za własnoręcznym ucieraniem jest fakt, że możemy stworzyć farbę, której np. już dawno nie ma w handlu. Niektórzy podnoszą argument, że własna farba nie jest oszukana i ma dokładnie taki skład jak chcemy. Jednak jakości i składu kupionego pigmentu również nie możemy być pewni, chyba że sami zmielimy interesujący minerał, bądź uzyskamy go w procesie chemicznym. Tak czy inaczej, na pewno warto kupować interesujące "barwidła" tylko u sprawdzonych dystrybutorów.







12. Jak mieszać farby?
Niewielu malarzy poświęca choć pół godziny przed malowaniem na opracowanie palety z farbami którymi zamierzają malować. Wielu natomiast miesza brudnymi pędzlami świeże kolory, przez co odcienie są coraz bardziej brudne, traci się więcej farby, ponieważ co chwila trzeba nadać jej więcej dla uzyskania czystszej barwy. Kiedy wiemy że będziemy malować zieleń, drzewa, trawę, to warto już na wstępie znaleźć parę odpowiednich odcieni, poprzez rozjaśnianie bądź ściemnianie danego koloru. Do tego celu najlepszy jest nie pędzel, a szpachelka, którą łatwo zmieszamy na palecie np. zieleń chromową z odrobiną bieli tytanowej. Przygotowując odpowiednią gradację jesteśmy w stanie ustalić więcej takich tonów niż bylibyśmy w stanie zrobić to bezpośrednio rozsmarowując farbę na płótnie. Nasz obraz na pewno zyska na większej ilości drobnych zróżnicowań chromatycznych. Oczywiście warto przećwiczyć mieszanie farb i poznać ich właściwości, ponieważ nie każda żółcień zmieszana z ultramaryną da identyczną zieleń. Nie ma też stałych zasad dla każdej farby, gdyż np. czerwień kadmowa połączona z bielą tytanową da nam róż, a nie oczekiwaną jaśniejszą czerwień. Omijając naukę płynącą z mieszania farb, pozbawiamy się jednej z najważniejszych umiejętności. Warto skorzystać z praktyki dawnych warsztatów, gdzie czeladnicy mieszali farby dla kilku odcieni np. skóry i podsuwali gotowe mistrzowi.


Tyle na dziś. Oczywiście czekam na Wasze komentarze i zachęcam do śledzenia bloga.

niedziela, 13 marca 2016

Mumia


Zróbmy sobie mumię

Czy wiecie, że szczątki ludzi i zwierząt pochowanych w starożytnym Egipcie służyły jako paliwo dla brytyjskich lokomotyw? Pewnie wiedzieliście. Ale tego że ze zmielonych na proszek zwłok powstawała popularna farba olejna na pewno nie wszyscy z Was. Co więcej, farba dla artystów to akurat ostatnia rzecz którą wyrabiano z ludzkich szczątków, przez wieki powstawały wszelkiego rodzaju maści i proszki do inhalacji, tynktury, a wszystko to dla zdrowia i długowieczności.
Skąd wzięło się słowo mumyia? To perski/arabski wyraz oznaczający m.in. bituminy-asfalty, substancje składające się z mieszanin węglowodorowych, pochodnych ropy naftowej. Tę brązową lepką maź wydobywano w rejonach miasta Hit w Mezopotamii i morza Martwego. Egipscy kapłani, szczególnie w epoce ptolemejskiej, przygotowując zmarłych do pochówku smarowali asfaltem i rozpuszczonym kadzidłem, solami oraz ziołami tkaniny oplatające ciało. Użycie tych substancji miało zapobiec rozwojowi bakterii i tym samym rozkładowi ciała. Wielce prawdopodobna jest hipoteza, że autentyczne mumie nie mają w składzie tak wiele asfaltu, jak te które produkowano z ciał przestępców i niewolników w związku ze zwiększonym w XVII wieku zapotrzebowaniem na ten towar. Ten nieuczciwy proceder polegał na pośpiesznym przygotowaniu ciała poprzez pokrycie go znaczną ilością asfaltu i wystawienie na działanie gorącego pustynnego słońca. Naturalnie ciała uprzednio wypełniano asfaltem, ziołami i podgrzewano w piecu, a dopiero potem suszono na słońcu. Niektóre badania dowodzą nawet, że łączenie słowa mumia czyli asfaltu ze zabalsamowanym w starożytności ciałem jest nieporozumieniem. W dokładnych badaniach chromatografii gazowej często zdarzało się że asfaltu w mumiach nie odnajdywano. Żeby było śmieszniej, sam asfalt jest w rzeczywistości mumią, powstałą jako efekt rozkładu substancji organicznych, roślin i zwierząt na przestrzeni tysięcy lat.




Mumia, czyli czym to się je i na co skutkuje

Już od czasów średniowiecznych notuje się obecność proszku - mumii w europejskich aptekach. Skąd zmielone szczątki ludzi i zwierząt znalazły się w centrum cywilizacji łacińskiej? Póki nie było to zakazane, przewożono je do Europy jak zresztą inne egzotyczne dobra i mielono na drobny pył przetrzymywany w charakterystycznych drewnianych lub glinianych słojach (patrz il. wyżej). To remedium wykorzystywano na wszelkie bolączki i niedomagania, bóle zębów i czerwonkę oraz epilepsję i paraliże. Znany jest polski przepis na doskonały środek powstały ze zmieszania mumii z alkoholem. Sam Paracelsus zalecał stosowanie mumii w formie balsamu i jako składnik nalewek. Sposoby wykorzystywania mumii w proszku pochodzą jeszcze z czasów antycznych kultur oraz epoki panowania dynastii Abbasydów. Warto podkreślić, że środek ten był stosowany głównie przez tych którzy mogli sobie na niego pozwolić, tj. możnych i władców. Z środka tego korzystali wielcy historii jak np. Katarzyna Medycejska czy król Francji, Franciszek I, między innymi jako środka od bólu głowy i na wszelkie dolegliwości. Zbawienne efekty działania asfaltu na ludzki organizm opisywali arabscy i rzymscy pisarze, w tym Pliniusz. W połączeniu z żywicami oraz ziołami miał ponoć czynić cuda. W 1586 roku kupiec londyński zanotował w swoim raporcie import około 600 funtów części mumii przeznaczonych dla aptek.
Prawdopodobnie już w XVI wieku zmielone szczątki zaczęto mieszać z olejem i nakładać jako farbę. Do uzyskiwania głębokich laserunków używano także podobną w odcieniu farbę uzyskiwaną ze smoły drzew liściastych. Jednak jej użycie ograniczyło się głównie do kręgu malarzy weneckich. 
Zainteresowanie archeologią w Egipcie, mumiami i skarbami ukrytymi w grobowcach wzmogło się szczególnie w XIX wieku i na początku XX. Zakup zabandażowanego ciała nie był wtedy niczym zdrożnym, handlarze egipscy bardzo często wystawiali taki materiał na sprzedaż. Bardzo popularne stawały się w Londynie tzw. seanse odwijania mumii, na który zapraszano widzów, gości i przyjaciół. Oczywiście nam wydaje się to absurdem, jednak dla ludzi tamtej epoki nie było to nic niezwykłego, ciekawiło i stanowiło pewien rodzaj rozrywki.


Egipski handlarz mumiami,
źródło Wikipedia, autor zdjęcia: Félix Bonfils, 1975.


 Świeża mumia w tubce:

Prerafaelici, pogrzeb i Jan Matejko

Kiedy wpiszemy w przeglądarce internetowej mummy brown, pojawiają się dziesiątki stron, na których przeczytamy, że to ulubiona farba Prerafaelitów. Czy to prawda? Sądzę, że nie. To po prostu zwyczajna farba, raczej z niższej półki cenowej, szczególnie zaś pożądana przez malujących w dawnym, "sosowym" stylu. Znana jest anegdota dotycząca malarza-prerafaelity Edwarda Burne-Jonesa, który dowiedziawszy się podczas wizyty malarza Alma Tademy że jego ulubiona farba pochodzi z ludzkich resztek z wielkim szacunkiem pochował ją w swoim ogródku. Zaaranżował podniosłą ceremonię w otoczeniu swoich bliskich, a miejsce pochówku córka obsadziła stokrotkami.
Doskonałe właściwości mumii doceniali malarze malujący w dawnym stylu, wykorzystujący subtelną grę światła i cienia, tam gdzie przezroczystym brązem można było wiele zdziałać. Dość powiedzieć że nasz Matejko musiał cenić właściwości tej farby, gdyż słynny dziennik Biasona notuje zakupy tub mumii w pokaźnej ilości (najmniej 22 tuby w 1882 roku i 25 w 1883). Jeśli skojarzyć datę zapisków z datą powstawania obrazów 188-1882, wychodzi na to że obrazy takie jak Sobieski pod Wiedniem czy Wernyhora mają prawdopodobnie rozsmarowane na sobie laserunki z dokładnie startych ludzkich szczątków. Orientalny, bliskowschodni temat obrazu (Sobieski i potęga osmańska) i takież same, egzotyczne materiały dla jego wykonania? Oczywiście pewności nie ma, ale znany jest żart jednego z XVII-wiecznych autorów, który pisał, że do malowania cieni twarzy portretowanej osoby najlepiej użyć mumii...


Znani o zetknięciu się z mumią...

Znawcy tematu farb XIX wieku wskazują że to czas był tak naprawdę czynnikiem decydującym o specyficznych właściwościach mumii. Powolne procesy mumifikacji i zmiany chemiczne zdaniem znawcy tematu farb George'a Fielda spowodowały, że w odróżnieniu od samego asfaltu, mumia nie powoduje spękań, choć schnie równie mozolnie. 

Do ucierania farby z mumii preferowano mięśnie i inne tkanki miękkie. Jednak samo zmumifikowane mięso oraz żywica czy asfalt nie były w stanie nadać konkretnej spoistości farbie, stąd, jak wspomina chemik Arthur Church, często prócz tkanki miękkiej i materiałów tekstylnych dodawano do utarcia również kości. Istnieje przypuszczenie, że producenci dodawali do mielonej mumii jeszcze więcej asfaltu lub brązu Cappagh, czyli ziemi z dodatkiem związków manganu. Tak spreparowana mumia schła szybciej i być może bardziej odpowiadała potrzebom malarzy, robiących brązowe podmalówki.



W 1890 roku Church pisze, że jeden z londyńskich wytwórców farb poinformował go o sprowadzeniu dość materiału do ucierania tej farby przez kolejne dwadzieścia lat. Jak wiele mówi to o skali tego procederu ale i prawdopodobnie zapotrzebowaniu na mumię. W XIX wieku dochodzi nawet do momentu w którym studentowi malarstwa łatwiej jest kupić egipską mumię niż surowy asfalt! W innym miejscu swojej publikacji pisze: należy się z tym liczyć, że część tego co znajduje się w handlu to fałszywka. 

Pierre Louis Bouvier mówił, że z brązów właśnie mumia jest najmniej użyteczna i zalicza ją do tak niestabilnych farb jak stil de grain, laki koszenilowe, żółciTurnera itd. Podkreślał, że mimo iż farba jest w modzie i ma swoją dość ciekawą konsystencję, nie jest wcale lepsza od samego asfaltu, schnie wolniej i łatwiej uzyskać jej odcień innymi brązami. Przeciwnicy mumii podnosili głos, że farba która zawiera amoniak i tłuszcz ludzki w zwartej postaci nie może pozostać bez wpływu na bezpieczeństwo innych farb na obrazie.

Zapotrzebowanie na brązową farbę idealną do szkiców i laserunków w XIX wieku nie słabło, stąd  ciągle powstawały nowe produkty. Asfalt w żywicy i terpentynie, transparentne brązy z niedopalonych kości o których pisał chemik Jean François Léonor Mérimée, ołowiowe czy tzw. brązy pruskie. Te ostatnie przygotowywano poprzez wyprażenie błękitu pruskiego (co jest bardzo niebezpiecznie ze względu na ulatniający się cyjanowodór!) lub przez poddanie ługowaniu.  
Inny znów przykład to Antwerp Brown, mieszanina asfaltu z olejem twardoschnącym, który ma ustabilizować nieprzewidywalny asfalt. Podobny przepis rekomendował Mérimée, który mieszał asfalt z szelakiem, białym woskiem, wenecką terpentyną i pokostem. Jednak według Churcha, malowanie taką mieszaniną jest bardzo niebezpieczne.


Próba rekonstrukcji

 Moje próby zrekonstruowania mumii, składającej się z asfaltu resztek zwierzęcych, kości i twardej żywicy. Niektóre składniki poddane zostały działaniu wysokiej temperatury. Na pewno nie jest to farba identyczna z tymi, które oferowano przed stu laty, ale warto było przeprowadzić taki eksperyment.

Rekonstrukcja mumii


Nie mamy już mumii na stanie... 
 
 Magazyn Time w 1964 roku zanotował, że ostatni dystrybutor autentycznej mumii, Roberson, ogłosił zaprzestanie jej produkcji w związku z wyczerpaniem się zapasów nad czym srodze ubolewał. Ostatnie tubki kosztowały ok. 3 funty za sztukę...
 




Bibliografia:

Pigment Compendium, Autorzy Nicholas Eastaugh,Valentine Walsh,Tracey Chaplin, Ruth Siddall

Chromatography, or, A treatise on colours and pigments,1835, George Field

The chemistry of paints and painting, 1890, Arthur Church

De la peinture à l'huile, 1830, François Léonor Mérimée