sobota, 3 stycznia 2015

Krótka historia ucierania farb

Dzisiaj o historii ucierania farb słów kilka...

 

młyn Rawlinsona, 1804 ( Rawlinson's Mill )


W roku 1804 niejaki James Rawlinson, opatentował bardzo nowoczesny młyn do ucierania farb, za który otrzymał od Towarzystwa Sztuki srebrny medal i 10 złotych gwinei w konkursie na usprawnienia mechaniczne. Jak pisał w swoim liście polecającym, jest to maszynka bezpieczna i pod każdym względem ma przewagę nad ręcznym ucieraniem farb. 

Walec, najważniejszy element młyna pana Rawlinsona, powinien być zbudowany z marmuru, najlepiej czarnego*, ponieważ jest wystarczająco twardy. Wklęsła, przecierająca osłona walca, również zbudowana powinna być z marmuru. Zbierak farby może być wykonany z zegarowej giętkiej sprężyny, a całość zamontowana na stalowej ramie. Autor pokazał w liście do Towarzystwa Sztuki jak bardzo zadowolony jest ze swojego wynalazku i wychwala swój patent pod niebiosy. Był pewien, że niczym tak "wielkim" dotąd jeszcze nie ucierano farb, a już za niedługo, każda większa manufaktura będzie dysponować jego wynalazkiem.  
Rawlinson zaznaczał w liście, że koniecznym jest wcześniej pigment z wodą lub olejem pomieszać w moździerzu, po czym można już nakładać tak sporządzoną pastę na walec.


prosty ucierak i płyta



Wg. autora listu dotychczasowo farby ucierano kamiennym ucierakiem na marmurowej płycie, jednak niektóre źródła zdradzają, że już w 1718, w Anglii, ktoś o nazwisku Marshall Smith wynalazł: "Maszynę lub aparat do ucierania kolorów... z ucierakiem lub płaską płytą.... imitującą ruchy rąk." Ile w tym prawdy ale ile fantazji, tego nie wiemy, co więcej nikt nie wie jak takowa machina działała i jak wyglądała. Nie możemy być nawet pewni czy kiedykolwiek powstała ponieważ nie istnieje żadna dokumentacja. Przy okazji mówi się też w źródłach o maszynie napędzanej siłą zaprzężonych koni, ale o tym później.

Z ogłoszeniem wynalazku pana Rawlinsona czasowo sprzężony jest patent Charlesa Taylora, który udoskonalił młynek do ucierania indyga. Wg. autora patentu robotnik zatrudniony przy rozdrabnianiu bryłek indyga narażony jest na unoszący się pył, a fabryka na straty cennego materiału. Ucierak o charakterystycznym kształcie gruszki trąc o wklęsłą powierzchnię kamiennego wyżłobienia rozcierał pigment dokładniej niż w przypadku ręcznego, żmudnego rozdrabniania. Wiadomo przecież, że im mniejsze cząstki indyga tym doskonalsze, ponieważ lepiej wchodzą w reakcję z tkaninami i dokładniej się z nimi łączą. Późniejsze unowocześnienia przewidywały wprowadzenie młynów kulowy składających się ze stalowego cylindra i pracujących w nim kul armatnich lub drobniejszych.


patent Taylora

Wynalazek Taylora każe sądzić, że stan zdrowia pracownika nie był rzeczą błahą czy pomijaną. Wszak  wszelkie unowocześnienia służyły tylko temu by przynosić większy zysk, a w to wszystko wplątani byli zatrudnieni, których siła i zdrowie musiały służyć li tylko interesom zakładu. Tak na poważnie o dolegliwościach pracowników zaczęto pisać dopiero pod koniec XIX wieku.


Jak już wspominałem w XVIII wieku to konie zaczęły ucierać farby, tak jak wcześniej rozdrabniały np. płody rolne. Zapotrzebowanie było wielkie, wiele powierzchni wymagało pomalowania i udekorowania, od domów i szyldów, po scenografie teatralne i okręty, a sami malarze stanowili tylko procentowy opiłek odbiorców. Do tej pory pigmenty kupowano w małych ilościach u aptekarzy, malarz zaś musiał sam lub z pomocą asystenta przygotować kolor w swojej pracowni, mieszając proszek z olejem lub jajkiem. Ta wielka potrzeba, rodziła pomysły jak tu przyspieszyć proces ucierania dużej ilości miałkiego pigmentu i najważniejsze, jak sprawić by tak przyrządzona farba przez długi czas była świeża. Już w 1676 John Smith w swojej książce "O sztuce malarstwa olejnego" przytacza historię o użyciu zwierzęcego pęcherza (patrz tutaj) do przechowywania świeżych farb. Możemy być pewni, że o ile dla malarzy pokojowych można było załadować farby w małe beczki i puszki, to artyści-malarze musieli czekać na metalową tubę aż do 1841 roku, dlatego że kolory w pęcherzach często zasychały niedługo po napoczęciu. Wracając do palącej potrzeby sprowadzenia na rynek wysokogatunkowych farb, drobni biznesmeni szukali okazji by nabyć duże partie pigmentów i kombinowali co z tym dalej zrobić. W Londynie jak grzyby po deszczu powstawały już po pożarze w 1666 roku małe butiki z kolorami. Jednym z właścicieli takich sklepów był znany color-maker, Joseph Emerton. Jego reklamy z lipca, 1744 roku opisywały produkty dla malarzy pokojowych, artystów, polecały eleganckim paniom farby wodne i wszelkiej maści dostępne lakiery.


reklama Emertona

Czego się nie pisze i nie robi dla pieniędzy? Firma Emertona to było prężnie działające przedsiębiorstwo. Beczki, dzbanki i pęcherze, to naczynia w których można było wtedy farby sprzedawać. Konie chodzące w koło jak w cyrku i poruszające machinę dociskającą trące się ze sobą koła, to było coś naprawdę nowoczesnego w porównaniu z ręcznym rozcieraniem za pomocą granitowej kostki w zaciszu atelier. Dwa inne znane nazwiska londyńskich sprzedawców farb to Edward Powell i Edward Allen.


młyn napędzany przez konia


Po drugiej stronie oceanu interes rozkręcał sprytny facet o nazwisku Thomas Child**. Do Bostonu przybył z Anglii, a jakiś czas potem w roku 1701 kazał sobie przywieść swego rodzaju żarna, kamienne kule, którymi ucierał farby. Ta historyjka stała się jedną z najważniejszych dla Bostonu, bo oto w tym mieście, kamień Toma Childa wmurowany został w 1737 roku w ścianę budynku przy 9 Marshall Street i stanowi ważny punkt na mapie tej aglomeracji. Kula ta miała ok. 45-46 cm średnicy. 


"bostoński kamień"




"Bostoński kamień", uznany za pierwszy w Stanach Zjednoczonych ucierak do farb to granitowa kula, służąca do ucierania bieli ołowiowej. Child był znanym malarzem pokojowym, a sam kupował pigmenty u innego sprzedawcy, po latach jednak założył sklep i wraz z żoną sprzedawał w nim własne farby. Świadczył też różnego rodzaju usługi, m.in. sporządzał uliczne szyldy. Wkrótce potem 20 kwietnia 1785 roku w Nowym Yorku gentelmen nazwiskiem John Morgan, ogłosił, że stworzył młyn do ucierania farb, jednak do dziś nie wiadomo jaki rodzaj napędu maszyna posiadała ani jak wyglądała. Podobnie zresztą jak domniemana konstrukcja Marshalla Smitha w Anglii.



26 kwietnia 1858 roku, wynalazca Chauncey Thomas, został nagrodzony za patent maszyny do ucierania  farb. Konstrukcja pozwalała na suche i mokre ucieranie pigmentu przy minimum wysiłku. Maszynka zebrała pochlebne opinie, ale ze względu na nieekonomiczną pracę prawdopodobnie nigdy nie została wykorzystana komercyjnie.


pantent Thomasa Chauncey'a


W tym momencie zataczamy koło i wracamy do młyna pana Rawlinsona z Derby, który stanowił krok milowy w postępie farbo-twórczym i był zaledwie małym kroczkiem od standardowych po dziś dzień młynów trój-walcowych. Te ostatnie początkowo napędzane siłą mięśni ludzkich, miały źródło swojego powstania zapewne w technologii przetwarzania stali. Otóż np. w Stanach ukonstytuowały się tzw. Rolling Mills Companies, które budowały urządzenia przeznaczone do rozwalcowywania surowej stali na arkusze. Na podstawie tych konstrukcji powstawały młyny do farby, które mogły mieć jeden, dwa, trzy, a nawet pięć walców. Jednak najbardziej ekonomiczne okazały się te z trzema "cylindrami". Te dzisiejsze różni od XIX wiecznych ogromna precyzja wykonania, możliwość dokładnej regulacji oraz elektryczny napęd z regulowaną prędkością obracania się walców.


młyn trój-walcowy



To już koniec krótkiej historii o ucieraniu... Do następnej!


Legenda:

* Rady autora patentu.

** Thomas Child - odbył praktyki zawodowe w londyńskiej gildii malarzy drewna i metalu Worshipful Company of Painter-Stainers. W 1685 roku osiedlił się w Bostonie. Ożenił się i zamieszkał przy Marshall Street. Całe życie wraz z żoną Katarzyną przygotowywał farby olejne. W roku 1701 zamówił w Londynie herb-szyld, z inicjałami T.K.C, który postawił na Hannover Street, a który był reklamą jego sklepu.




Bibliografia:

1. James Ayres, Art, Artisans and Apprentices: Apprentice Painters & Sculptors in the Early Modern British Tradition, Oxbow Books, 2014.
2.  A Journal of Natural Philosophy, Chemistry and the Arts, vol XI.
3. J. N. Liles, The Art and Craft of Natural Dyeing: Traditional Recipes for Modern Use.

2 komentarze:

  1. Mam pytanie czy istnieje możliwość żeby w XIX wieku farby były w tubkach ? Czy raczej tylko słoiki, puszki i inne naczynia ? Ktoś kiedyś twierdził, że przeczytał iż Van Gogh nakładał farby bezpośrednio z tubki na pędzel tak jak pastę do zębów, co wydaje mi się absurdalne. Oczywiście mógł zanurzać pędzle bezpośrednio w puszce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest na ten temat artykuł na tym blogu:
      http://voynichgrullo.blogspot.com/2014/06/tubka.html

      Van Gogh malował farbami z tubek, były dostępne w drugiej połowie XI wieku.

      Usuń

Translate